Ludwik Pasteur

Kalendarium:
27.12.1822 r. – narodziny Ludwika Pasteura w mieście Dôle;

1838 r. – młody Pasteur wyjeżdża na naukę do Paryża, tego samego roku wraca i podejmuje naukę w Besancon;

1840 r. – zdaje maturę i otrzymuje posadę nauczyciela pomocniczego w Besancon;

1843 r. – studia na Ĕcole Normale;

23.08.1847 r. – tytuł doktora i posadę asystenta na uczelni;

24/25.02.1848 r. – początek rewolucji, Pasteur rusza walczyć o republikę; wyniki badań nad optycznie czynnymi izomerami kwasu gronowego – początki stereochemii;

1850 r. – tytuł profesora i posada na Uniwersytecie w Strasburgu, ślub z Marią Laurent;

1853 r. – zamiana kwasu winowego w gronowy, Krzyż Legii Honorowej Towarzystwa Farmaceutycznego oraz Medal Rumforda Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Anglii;

1853 r. – śmierć dziesięcioletniej Jeasi;

1854 r.- posada dziekana wydziału nauk przyrodniczych w Lillie;

1857 r. – ogłoszenie wyników badań nad fermentacją i rozpadem gnilnym; posada profesora na Ĕcole Normale;

1862 r. – członkowstwo Akademii Nauk Przyrodniczych;

1864 r. – obalenie teorii samorództwa mikroorganizmów;

1865-1870 – praca w Alès nad chorobą jedwabników; śmierć ojca i dwóch córek;

1868 r. – pierwszy wylew, paraliż lewej strony ciała;

1870 – 1871 – wojna francusko – pruska;

1871 r. – w ramach potępienia działań wojennych Pasteur zwraca dyplom honoris causa Uniwersytetowi w Bonn;

1871 r. – Medal Copleya Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Londynie; członkostwo Akademii Nauk Medycznych;

1881 r. – pierwsze publiczne szczepienia zwierząt, członkostwo Akademii Francuskiej;

1883 r. – epidemia cholery w Indiach i Egipcie; drugi wylew;

1884 r. – odkrycie szczepionki przeciw wściekliźnie ogłoszone podczas Kongresu Nauk Medycznych w Kopenhadze;

1885 r. – pierwsze szczepienie człowieka;

1886 r. – udane szczepienie osiemnastu pogryzionych przez wilka Rosjan ze Smoleńska;

1886 r. – otwarcie Instytut Pasteura w Odessie;

1887 r. – dożywotnie stanowisko sekretarza Akademii Nauk Przyrodniczych; trzeci wylew;

1888 r. – otwarcie Instytutu Pasteura w Paryżu;

1892 r. – hołd ludzkości na Sorbonie;

1887 r. – spotkani z przyszłym współpracownikiem – Ilją Miecznikowem;

1894 r. – choroba nerek;

28.09.1895 r. – śmierć w wyniku szerzącego się paraliżu.

„Przypadek służy tylko temu, kto jest uzbrojony w wiedzę, kto jest na ten przypadek przygotowany” (fragment mowy inauguracyjnej wygłoszonej przez Pasteura w Lille).

W piątek 27 grudnia 1822 r., o godzinie drugiej nad ranem przyszedł na świat Ludwik Pasteur, syn małomównego garbarza Jana Józefa Pasteura i Janiny Stefanii z rodu Roqui, córki ubogiego, lecz bardzo solidnego ogrodnika. Zdarzenie to miało miejsce w małym francuskim mieście Dôle, a jego mieszkańcy nie zdawali sobie jeszcze wówczas sprawy z tego, jak wielką dumę i sławę przyniesie im nowy obywatel.

Rodzina Pasteurów dość szybko przeniosła się do Marnoz, a następnie do Arbois, gdzie zdecydowali osiedlić się na stałe. Mały Ludwik zaczął uczęszczać do miejscowej szkoły. To właśnie tutaj Pasteur po raz pierwszy zetknął się z okrutną metodą wypalania ran rozżarzonym żelazem. Był to wówczas jedyny dostępny środek zapobiegający wściekliźnie, groźnej chorobie, wobec której lekarze pozostawali całkowicie bezsilni. Według niektórych, to właśnie krzyk i płacz przypalanego dziecka skłoniła Pasteura do poszukiwania prawdziwego lekarstwa – bezbolesnego, a zarazem skutecznego. Ile w tym prawdy – nie wiadomo, ponieważ młody Ludwik nie wiedział kim chce zostać w przyszłości i nawet nie myślał o tym, że mógłby leczyć ludzi. Najchętniej rysował portrety i bawił się z kolegami na podwórku. Już wówczas nie znosił jednak, powszechnego wśród rówieśników, znęcania się nad zwierzętami, a delikatność ta towarzyszyła mu do końca życia.

Jako dziecko Pasteur nie był specjalnie pilny, a jego szkolni opiekunowie określali go raczej jako opornego wychowanka. Uczył się jedynie po to, aby nie pracować w domu i w rezultacie dostawał niskie stopnie. Alfabet powtarzał wieczorami, wraz z ojcem, który w ten sposób nadrabiał luki we własnej edukacji. W trakcie tych wspólnych wieczorów, były sierżant armii napoleońskiej zaszczepił w swoim jedynym synu miłość do ojczyzny i przekonanie, że każdy człowiek może wznieść się ponad swą pozycję, ale żadna pozycja nie może wnieść się ponad człowieka.

W tamtych czasach szkoły znacznie różniły się od siebie poziomem. Z tego powodu mądry Józef pragnął posłać syna do Paryża, aby dać mu szansę i zapewnić w ten sposób dobrą przyszłość. Nauka dla dzieci nieszlacheckich była wówczas bardzo droga, jednak Pasteurowie nie wierzyli w ograniczenia społeczne. Oszczędzali całą rodziną, aby Ludwik mógł pójść do najlepszej znanej im szkoły – Ĕcole Normale, a następnie zostać nauczycielem.

Chłopiec wyruszył do Paryża w 1838 r. i choć podróż ta była jak spełnienie wszystkich marzeń, to jednak bardzo doskwierała mu tęsknota za domem i z przygnębienia zaczął podupadać na zdrowiu. Zaniepokojony ojciec wrócił by zabrać go z powrotem i posłać do pobliskiej szkoły w Besancon. Mimo poniesionych kosztów, rodzina nie czyniła młodemu Pasteurowi żadnych wymówek. Fakt ten oraz świadomość zaprzepaszczenia ogromnej szansy, wstrząsnęły nim głęboko i sprawiły, że z chłopca zamienił się w odpowiedzialnego mężczyznę. Jego ociężałość zmieniła się w żądzę wiedzy i dociekliwość. Stał się najpilniejszym uczniem w klasie i zgodnie z wymyślonym przez siebie hasłem „przepędź diabła lenistwa i wstań” każdego dnia zrywał się z łóżka skoro świt i niezmordowanie zabierał do nauki.

W sierpniu 1840 r. zdał maturę na tyle dobrze, że zaproponowano mu posadę nauczyciela pomocniczego. Przyjął ją, gdyż pomimo zdanych egzaminów postanowił nie studiować na Ĕcole Normale. Uzyskany na teście wynik uznawał za niesatysfakcjonujący i w związku z tym planował poświęcić się nauce i podejść do egzaminu po raz kolejny. Jak postanowił, tak uczynił i dopiero w 1843 r. został studentem chemii. Nie wiadomo dokładnie dlaczego wybrał akurat ten kierunek. Pewne jest natomiast, że Paryż nie zmienił jego przyzwyczajeń. Pracowicie, samotnie i dogłębnie sprawdzał każdą przyswajaną teorię. Samodzielnie przeprowadzał wszystkie doświadczenia, a upór ten zaowocował 23.08.1847 r. tytułem doktora i posadą asystenta. Zapewniała mu ona stały dostęp do laboratorium i dzięki temu nadal mógł prowadzić analizy na interesujący go temat optycznej nieczynności kwasu winylowego. Zagadnieniu temu poświęcił się bez reszty i tylko miłość do ojczyzny oraz wpojone przez ojca ideały mogły okazać się silniejsze od rządzy wiedzy. W nocy z 24 na 25 lutego 1848 r., wraz z resztą młodych ludzi, ruszył walczyć o republikę i obalić konserwatywnego króla Ludwika Filipa. Rewolucję stłumiono okrutnie i krwawo, jednak niezwykłym zbiegiem okoliczności Pasteura nie było w tym czasie w Paryżu. Powiadomiony o chorobie matki pojechał do Arbois, aby czuwać przy jej łożu. Gdy zmarła, stracił chęć do życia i nie był w stanie pracować. Załamany poprosił więc o urlop na uczelni i w ten sposób uniknął straszliwego losu.

Wkrótce potem wrócił do swoich badań, a jego wysiłki dały początek nowej gałęzi nauki – stereochemii, czyli chemii przestrzennej. Dzięki swoim odkryciom, w wieku zaledwie 28-u lat, otrzymał tytuł profesora, przezwisko „pracuś” oraz posadę na Uniwersytecie w Strasburgu To właśnie tutaj spotkał swoją przyszłą żonę – Marię Laurent, córkę jednego z wykładowców. W sprawach sercowych Pasteur nie był tak ostrożny jak w swoich badaniach i zaledwie w dwa tygodnie po spotkaniu, poprosił o rękę wybranki. Być może kierował się jakimś przeczuciem, gdyż znalazł w niej nie tylko idealną i troskliwą żonę, ale również archiwistkę, sekretarkę i przyjaciółkę. Gdy łajała go, że za dużo czasu poświęca pracy odpowiadał, że po śmierci będzie dzięki temu sławna. Jak wiemy, słowa dotrzymał.

W tym czasie doszły do niego doniesienia o tym, że w Lipsku produkuje się na dużą skalę nieczynny kwas gronowy. Pogłoska ta zaniepokoiła go na tyle, że mimo skromnej pensji wyruszył w podróż po Europie. Okazała się ona jednak fałszywym tropem, a prowadzone poszukiwania utwierdziły go w wierze, że jako pierwszy zamieni kwas winowy w gronowy. Dokonał tego 24 maja 1853 r., a za swoje odkrycie otrzymał Krzyż Legii Honorowej Towarzystwa Farmaceutycznego oraz nagrodę pieniężną, która okazała się błogosławieństwem dla młodego małżeństwa. Uhonorowano go również Medalem Rumforda Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Anglii.

W 1854 r. Pasteur został pierwszym dziekanem nowego wydziału nauk przyrodniczych w Lille. Jego wykłady były na tyle sławne, że przychodzili na nie również studenci z innych uczelni. Jednym z nich był syn gorzelnika Bigo, borykającego się wówczas z ogromnymi trudnościami podczas produkcji alkoholu. Ten zrozpaczony prosty człowiek zwrócił się do dobrotliwego profesora z prośbą o radę w jaki sposób ma zmusić buraki, aby jak dawniej fermentowały do alkoholu.

Pasteur nigdy nie odmawiał pomocy i choć nie znał odpowiedzi na postawione mu pytanie, zgodził się przeprowadzić analizy pobranych próbek melasy i spirytusu. W tamtych czasach nie było jeszcze elektryczności i obserwacje przeprowadzał przy świetle lampy. Pracował nad tym zagadnieniem z właściwą sobie starannością, a jego cierpliwość i upór po raz kolejny zostały nagrodzone przełomowym odkryciem. Mianowicie pozwoliły mu wykazać, że każda fermentacja jest wywołana przez drobnoustroje, które przez to, że żyją, rozkładają substancje, w której się rozmnażają. Każdy mikroorganizm wywołuje fermentację jednego określonego rodzaju i tak oto przemiana cukru do alkoholu zachodzi w wyniku działalności drożdży z rodzaju Saccharomyces, natomiast bakterie Bacillus acidificans zmieniają znajdujący się w kadzi cukier do kwasu mlekowego. Szkodliwe organizmy niszczą konkurencyjne drożdże i tym samym hamują produkcję alkoholu. Najprostszym rozwiązaniem problemu gorzelnika było zatem utrzymywanie czystości w zakładzie.

Teoria ta stanowiła całkowite zaprzeczenie ówczesnych poglądów, które głosiły, że obecność mikroorganizmów stanowi jedynie skutek, nie zaś przyczynę fermentacji. Na tym jednak nie kończyło się rewolucyjne odkrycie Pasteura, który dokonał podziału mikroorganizmów na potrzebujące i nieznoszące powietrza. Dzięki temu wykazał, że podczas obumierania wielkokomórkowego organizmu, zwierzęcia lub rośliny, życie nie ustaje, lecz jedynie zaczyna toczyć się w inny sposób. W napowietrzonych partiach powierzchniowych zaczynają się rozmnażać organizmy wykorzystujące tlen, natomiast wewnątrz obumarłego ciała zaczynają się rozmnażać mikroorganizmy niepotrzebujące powietrza. Odkrycie to wstrząsnęło fundamentami chemii i przemysłu na pięciu kontynentach, gdyż tzw. gnicie uważano dotychczas za przejaw śmierci, a nie życia. Lekarze zrozumieli, że to właśnie mikroorganizmy są odpowiedzialne za występowanie zapaleń, tężca i gangreny stanowiących istną plagę w szpitalach całym świecie. Dało to podwaliny pod nowe zasady aseptyki i antyseptyki wynalezionej przez dr Józefa Listera.

Za rozwiązanie problemu fermentacji i mikroorganizmów Pasteura uhonorowano doktoratem nauk medycznych i przeniesiono do Paryża. W wieku 35 lat został profesorem na prestiżowej Ĕcole Normale. Do jego obowiązków należało między innymi administrowanie uczelnią oraz pełnienie pieczy nad studentami. Z braku miejsca, swoje prace badawcze przeprowadzał w komórce na poddaszu, do której mógł wejść jedynie na kolanach. Po dziś dzień w tym miejscu widnieje tablica pamiątkowa przypominająca w jak marnych warunkach pracował ten wielki człowiek.

Sława Pasteura rosła, a dokonane odkrycia ugruntowały mu pozycję w świecie nauki. Dostał kolejne, tym razem poważne zlecenie od francuskiej marynarki wojennej, która borykała się z problemem wina kwaśniejącego na statkach. Nie ulegało wątpliwości, że przyczyną tego stanu rzeczy są znajdujące się w trunku mikroorganizmy. Należało je usunąć, jednak w taki sposób, aby nie zepsuć smaku napoju. Całkowicie wykluczało to pomysł gotowania wina. Po wielu próbach Pasteur znalazł kompromis, jakim było podgrzewanie trunku do 63°C. Skuteczność metody sprawdzono wysyłając pełne beczki w podróż dookoła świata. Na wyniki trzeba było zatem czekać bardzo długo, ale gdy wreszcie statek zawinął do portu, nikt nie mógł wątpić, że jedynie ogrzane wino nadal nadawało się do picia. Tą rewolucyjna technikę nazywa się dziś pasteryzacją i stosuje powszechnie do utrwalania wielu produktów żywnościowych.

W 1853 r. zmarła na tyfus dziesięcioletnia córeczka Jeasia, czyli najmłodsze dziecko Pasteura. Tragedia ta zainspirowała zrozpaczonego ojca do dalszych badań na temat mikroorganizmów, które rozpoczął od wyjaśnienia przyczyn ich powstawania. Powszechna w tamtych czasach teoria samorództwa – generatio spontanea, nie przekonywała go jako badacza, gdyż nie był w stanie powtórzyć doświadczeń stanowiących rzekome dowody na powstawanie bakterii z materii nieożywionej. Należy tu wspomnieć, że Pasteur nigdy nie odrzucał z góry słuszności jakiejkolwiek teorii, a wszystkie jego eksperymenty cechował niezmienny obiektywizm.

Do historii przeszedł trwający cztery lata spór Pasteura z zagorzałym zwolennikiem samorództwa, Jerzym Pouchetem, dyrektorem Muzeum Akademii Nauk Przyrodniczych w Rouen. Wynikiem „wojny tytanów” zainteresowany był nawet cesarz Napoleon III i jego małżonka. W celu rozstrzygnięcia sporu powołano specjalną komisję, która zebrała się 07.04.1864 r., aby wysłuchać wykładów przygotowanych przez obie strony. Tego dnia Pasteur ostatecznie obalił teorię samorództwa udowadniając, że nośnikiem bakterii jest znajdujący się w powietrzu kurz. Dokonał tego za pomocą specjalnych butelek o łabędzich szyjach i znajdującego się w nich bulionu. Charakterystyczny kształt naczynia zapobiegał przedostawaniu się mikroskopijnych drobinek do znajdującej się w środku zupy, która dzięki temu pozostawała klarowna. Bulion wystawiony na działanie kurzu mętniał i stawał się niezdatny do jedzenia. Jedna z takich butelek jest wciąż przechowywana w Instytucie Pasteura, a znajdująca się w środku zupa nadal pozostaje czysta, co stanowi niezbity dowód na to, że bakterie nie powstają samoistnie lecz są unoszone wraz z kurzem. Swój wykład zakończył przestrogą przed mieszaniem nauki z religią i filozofią. „Tu chodzi o fakty, a jeśli komuś przeszkadza, iż udowodniłem, że życie wokół nas nie powstaje z materii nieożywionej, to tylko jego kłopot i on sam ponosi szkodę”.

Po raz kolejny Pasteur udowodnił światu swoją mądrość i tak jak poprzednio ukochany kraj zwrócił się do niego z prośbą o pomoc. Na południu Francji, w gminie Alès, szerzyła się wśród jedwabników morwowych (Bombyx mori) tajemnicza choroba pieprzowa, rujnująca gospodarkę tamtych terenów. Pasteur dostał polecenie od Ministra Rolnictwa, aby zająć się tą sprawą. Jako chemik nie wiedział jednak nic o produkcji jedwabiu i dlatego musiał nauczyć się wszystkiego od podstaw. Obserwował i zadawał pytania. Zasięgał opinii prostych ludzi i zgłębiał ich poglądy na temat tajemniczej choroby oraz stosowanych środków zapobiegawczych. Zazwyczaj unikał pośpiechu oraz stawiania pochopnych wniosków i musiał być po trzykroć pewny uzyskanego wyniku. Swoich studentów przestrzegał, aby zawsze podchodzili nieufnie do nawet najlepszych pomysłów. Jego pracę w Alès regulowały jednak okresy wylęgania się gąsienic i w związku z tym nie mógł sobie pozwolić na wynikającą z ostrożności zwłokę. Gdy tylko odkrył małe, obce ciałka w jedwabnikach, uznał, że stanowią one przyczynę choroby i zalecił selekcję oraz niszczenie zakażonych osobników. Była to jedynie część prawdy i rada ta nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, a choroba już w następnym roku wróciła na jedwabniki. Obawiający się strat hodowcy nie stosowali się do surowych zaleceń. Byli również i tacy, którzy skupowali chore owady i ponownie sprzedawali je jako zdrowe. Trzeba było zatem znaleźć inny, tańszy sposób ochrony plantacji. Podczas dalszych badań Pasteur odnalazł wreszcie bezpośrednią przyczyną choroby, jaką były fermentujące liście morwy stanowiącej pokarm owadów. Dopiero ich suszenie skutecznie zwalczyło epidemię.

Badania nad tym zagadnieniem zabrały Pasteurowi pięć długich lat, w trakcie których zmarł jego ukochany ojciec i dwie młodziutkie córki. Mimo to nie chciał on za swój wysiłek żadnej nagrody, ponieważ służbę ojczyźnie uważał za swój obowiązek. Jedyne czego pragnął, to nowe laboratorium oraz pensja dla młodych pracowników naukowych. Zaintrygowany tym faktem cesarz zaprosił skromnego i milczącego profesora na tydzień do Campiègne, gdzie otoczono go iście królewskim przepychem. Było to jednak zbyteczne, gdyż Pasteur nie korzystał z oferowanych mu uciech. Nie palił, nie pił, nie polował i jedynie urządzał naukowe wykłady dla cesarza i jego zafascynowanej żony. Pragnął powrócić do pracy, w której topił żal po stracie bliskich sercu osób.

Nawet wybitny organizm wymaga jednak odpoczynku. Przepracowane ciało Pasteura zbuntowało się 19.10.1868 r. Wybierając się do Akademii Nauk Przyrodniczych poczuł drętwienie lewej strony ciała, co było objawem pęknięcia tętnicy i wylewu krwi do mózgu. Uratowano go dzięki zastosowaniu pijawek i choć stracił częściowo władzę w lewej ręce oraz nodze, zachował jasność umysłu i nie chciał nawet słyszeć o odpoczynku. Zwykł mówić: „gdybym tylko przez jeden dzień nie pracował, miałbym wrażenie, ze coś ukradłem”. Na noszach zawieziono go do Alès, gdzie już wcześniej planował zorganizować doświadczenie przyspieszające hodowlę gąsienic prządki jedwabnika. Mieszkał w bardzo złych warunkach, a zaniepokojona rodzina chowała mu materiały, aby w ten sposób zmusić do przerwy w pracy. Ich starania spełzały jednak na niczym, bo zapalony badacz wymykał się po cichu nocami aby doglądać swoich gąsienic.

Wątłe zdrowie uchroniło jednak Pasteura przed ogromnym niebezpieczeństwem, gdyż jako inwalidy nie przyjęto go do armii, gdy w 1870 r. zgłosił się na ochotnika, aby wziąć udział w wojnie francusko-pruskiej. W wojskowe szeregi wstąpił natomiast jego syn Jan Baptysta. Reszta rodziny wyjechała do Arbois, ponieważ z Ĕcole Normale uczyniono tymczasowy szpital i w związku z tym nie prowadzono w nim już żadnych badań. Ludwika Pasteura uznano za zbyt cennego dla Francji i namówiono, aby opuścił zagrożony Paryż. Nie oznaczało to jednak, że pozostał on bierny i obojętny na panującą sytuację. W 1871 r., po zbombardowaniu Instytutu Roślin Leczniczych za panowania króla Wilhelma, w ramach protestu zwrócił Uniwersytetowi w Bonn dyplom honoris causa. Chciał w ten sposób potępić barbarzyństwo i hipokryzję tego, który kontynuował rzeź obu wielkich narodów jedynie po to, aby zaspokoić swoje ambicje. Niegrzeczną odpowiedź dziekana oprawił w te same ramy, w których uprzednio trzymał wyróżnienie. Odpisał, że wyrazy pogardy z pruskich ust stanowił największy zaszczyt dla Francuza. „Nauka wprawdzie nie ma ojczyzny, ale naukowiec ją ma.”

Wojna się skończyła, a Niemcy narzuciły na Francję kontrybucję, w wyniku której kraj podupadał, a ceny szły w górę. Rodzina Pasteurów znalazła się w bardzo złej sytuacji i aby uchronić wybitnego naukowca przez przepracowaniem przyznano mu dożywotnią rentę honorową. Dzięki niej zrezygnował z wykładów, jednak nadal pracował w laboratorium. Kochająca żona rozumiała potrzeby swojego męża i pomagała mu w prowadzonych badaniach. Spisywała jego myśli oraz czuwała po nocach, kiedy wymykał się pracować. W ich domu obowiązywało nowe hasło „laboratorium przede wszystkim”.

Praca zaowocowała odkryciem mikrobów wywołujących wąglik i kurzą chorobę. Nie satysfakcjonowało to jednak Pasteura, którego celem było wynalezienie środka zapobiegającego tym schorzeniom. W trakcie badań zaobserwował on, że stosunkowo wysoka temperatura ciała kur (42°C) chroni je przed zachorowaniem na wąglik. Gdy zanurzał kury w zimnej wodzie i ochładzał je do 38°C, a następnie wystawił na działanie szkodliwych mikroorganizmów, zdychały tak jak inne zwierzęta. W ten sposób udowodnił, że drobnoustroje są wrażliwe na zmiany temperatury. Odkrył również, że mikrob kurzej cholery słabnie, gdy jest poddany działaniu powietrza. Stanowiło to jednak dopiero początek badań, z których wnioski przedstawił ostatecznie Francuskiemu Towarzystwu Rolniczemu. Dotyczyły one wąglika, czyli tzw. epidemii „przeklętych pól”. Uznał, że za jej występowanie odpowiedzialny jest mikrob, który w martwych zwierzętach wytwarza spory – zarodniki odporne na niekorzystne czynniki zewnętrzne. Żyjące w pobliżu zakopanych zwierząt dżdżownice połykają te przetrwalniki, a następnie, wraz ze swoimi odchodami, rozsiewają je w glebie na której rośnie trawa. Pasące się bydło wystawione jest wówczas na niebezpieczeństwo zakażenia i to właśnie dlatego niektóre łąki uznawane są za przeklęte. Zwierzęta można uodpornić na tą chorobę dzięki zastosowaniu osłabionych bakterii wąglika.

Pomysł wykpiono i aby udowodnić swoją teorię profesor zmuszony był do przeprowadzenia szeregu szczepień ochronnych owiec i kóz. Publiczny eksperyment zakończył się ewidentnym sukcesem i 8 grudnia 1881 r. Pasteur został członkiem Akademii Francuskiej.

Latem 1883 r. w Indiach i Egipcie wybuchła epidemia cholery. W Europie uznano jednak jej nieinwazyjny charakter. Mimo to po raz pierwszy wysłano na miejsce mikrobiologów mających sporządzić odpowiednie szczepionki. W tym czasie Pasteur miał kolejny, mały wylew, jednak ukrył go przed swoimi współpracownikami i dyktował im zasady przeciwepidemiologiczne, które do dzisiaj stanowią wzór dla lekarzy pracujących w skażonym terenie.

Sława i upokorzenie nie odstępowały Pasteura na krok. Zwracano się do niego z prośbą o pomoc i radę, a jednocześnie zarzucano mu, że jest jedynie chemikiem i nie ma prawa pouczać wykwalifikowanych lekarzy. Kpiono, że chodzi oglądać miejsca, do których nie wybrałby się żaden szanujący się naukowiec i podśmiewywano się z jego apeli o zachowaniu czystości w rzeźniach i szpitalach. Pasteur wiedział, że bez mikroorganizmów nie byłoby życia na Ziemi, również dlatego, że nie byłoby śmierci, stanowiącej jeden z warunków naszego istnienia. Walczył jednak z przekonaniem, że choroby są jedynie skutkiem przypadku i wolą opatrzności. Chciał pozbawić ludzi uczucia strachu towarzyszącego każdej wizycie u lekarza. Marzył również o tym, aby uodpornić ludzi na choroby zakaźne. Swoje badania nad nimi rozpoczął od wścieklizny, gdyż spośród innych dolegliwości wyróżniał ją fakt, że można było dokładnie określić moment zakażenia odległy od występowania objawów ok. 18-60 dni.

W tamtych czasach chorych na wściekliznę duszono w szpitalach pomiędzy dwoma siennikami, aby w ten sposób skrócić ich cierpienie. Mimo to rakarze z chęcią ryzykowali swoje życie aby pomóc dobrodusznemu doktorowi, który nigdy się nie wywyższał i traktował ich jak równych sobie. Sam Pasteur również ryzykował, gdyż aby uzyskać niezbędną do badań ślinę chorego psa, zasysał ją własnym oddechem za pomocą szklanej rurki. W pobranych próbkach nie znalazł jednak żadnych drobnoustrojów. Nie było ich również w zakażonych mózgach. Jedynym wyjściem było zastosowanie tzw. żywej próbówki, czyli uśpionego psa, któremu za pomocą strzykawki wprowadzono mikroskopijną cząstkę rdzenia pacierzowego zdechłego zwierzęcia. Ranę zaszyto, a po 14 dniach pies zmarł, co stanowiło ostateczny dowód na umiejscowienie poszukiwanych mikrobów. Prace te wykonali w tajemnicy asystenci profesora, gdyż wrażliwy Pasteur kochał zwierzęta i nie znosił zadawać im bólu. Gdy tylko się dało, stosował narkozę, a po eksperymentach chodził między klatkami i przepraszał swoich podopiecznych za to, że cierpią.

Po czterech latach badań Pasteur odnalazł wreszcie upragnioną szczepionkę, a odkrycie to ogłosił 10.08.1884 r. podczas Kongresu Nauk Medycznych w Kopenhadze. Aby osiągnąć wytęskniony spokój trzeba by było zaszczepić wszystkie psy na świecie. Było ich jednak zbyt dużo, a uodparnianie ludzi wciąż było jeszcze zbyt ryzykowne, gdyż groziło nieprzewidzianymi komplikacjami. Pierwszy raz dokonano tego 06.07.1885 r.. Pacjentem był dziewięcioletni Józef Meister, który w trakcie drogi do szkoły został pogryziony przez psa. Zdesperowani rodzice błagali Pasteura o pomoc. Chłopcu zaaplikowano więc serię zastrzyków, a podczas tej terapii zdenerwowany i przejęty Pasteur postarzał się o 10 lat. Jego podopieczny czuł się jednak bardzo dobrze i wręcz uwielbiał starego profesora, od którego otrzymał świnkę morską i wiele innych zwierząt, które naukowiec obiecał oszczędzić od okrutnych badań. Słowa dotrzymał i chłopiec oraz jego podopieczni jeszcze przez długie lata cieszyli się bardzo dobrym zdrowiem.

Mimo sukcesu Pasteur nie wyzbył się obaw. Jego kolejnym pacjentem był piętnastoletni Jupille, dotkliwie pogryziony przez psa. Kiedy zwierzę zaatakowało bawiące się dzieci, dzielny chłopak ruszył im na pomoc. Odniósł przy tym jednak duże obrażenia. Upamiętniająca jego czyn rzeźba stanęła przed wejściem do Instytutu Pasteura, w którym ozdrowiały pacjent został zatrudniony na posadzie portiera.

Sława Pasteura znów mieszała się z pogardą. Jego metoda nie była niezawodna, a każde potknięcie wytykano mu publicznie, w prasie. W większości przypadków szczepionki były jednak skuteczne i uratowały życie wielu osób, co stanowiło dostateczną motywację do pracy. Krzyk odwiecznych oponentów nie był w stanie przełamać uporu mikrobiologa. Niezmienne pozostawało również jego ubóstwo i cierpliwość. Mimo nawału pracy zawsze znajdował czas, by naprawić zepsutą zabawkę swoich małych pacjentów, a po kieszeniach, niczym święty mikołaj, nosił ukryte dla nich cukierki.

Ciężka praca znów odbiła się na jego zdrowiu i 23.10.1887 r. dostał trzeciego już wylewu do mózgu. I tym razem nie zrezygnował jednak ze swoich badań. Krąży anegdotka, że gdy mu zasugerowano, aby spoczął na laurach na które tyle pracował odpowiedział wzburzony „A czy ja jestem królik w śmietanie?”

W 14.11.1888r. otwarto Instytut Pasteura w Paryżu. Profesor był jednak na tyle słaby, że mowę na otwarciu wygłosił za pośrednictwem syna. Bywały dni, kiedy obchód po laboratorium wykonywał na noszach. Jego stan nie uległ poprawie do 27.12.1892 r., gdy w swoje siedemdziesiąte urodziny odbierał hołd ludzkości na Sorbonie. Była to iście królewska uroczystość, podczas której wręczano mu pisemne gratulacje od poszczególnych uniwersytetów i towarzystw naukowych. Nie zabrakło wielu wybitnych gości, salwy honorowej, marsylianki oraz galowo ubranych żołnierzy.

Jego umysł i duch nadal pozostawały jednak równie silne co za lat młodości. Wciąż pracował nad nowymi szczepionkami, a w 1894 r. pojechał z prof. Roux do Lille na cykl wykładów o błonicy. Była to jednak jego ostatnia wyprawa, gdyż 01.11.1894 r. nagłym omdleniem objawiła się choroba nerek. Po czterech godzinach utraty przytomności ocknął się i po raz pierwszy poprosił, aby nie zostawiano go samego. Przez 55 dni czuwali przy jego łóżku przyjaciele i rodzina. Przed ostatnie miesiące żył w majątku Villeneuve l’Etang w prostej izbie koło laboratorium. Na Nowy Rok 1895 wniesiono go do laboratorium, w którym oglądał pod mikroskopem dżumę dymieniczą. W tym roku paraliż zaczął się rozszerzać, a 28.09.1895 zmęczone serce przestało bić.

Tydzień później odbyły się uroczystości pogrzebowe. Wybitnego naukowca złożono w paryskiej katedrze z iście królewskimi honorami. W kondukcie żałobnym szły tysiące osób. Tysiące też klękały przed niesioną trumną zawierającą ciało człowieka, który uratował tysiące ludzkich istnień, a każde z nich traktował wyjątkowo.

Autor: Anna Kurcek

Literatura:
1. Gel F., 1986. Pogromca niewidzialnych drapieżników. Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice.